Hello Sweethearts!
Dziękuję Wam serdecznie za mentalne wsparcie i trzymanie kciuków - obroniłam się na 5 i jestem już Panią Magister! :)
Dzisiaj przychodzę do Was z niedzielą dla włosów/dniem pielęgnacji z Dzezabell. W najbliższej przyszłości nic nie powinno już stawać na przeszkodzie, abym wróciła w pełnym wymiarze na bloga. Tak długo nie zaglądałam na Wasze blogi, że aż mi głupio. Wybaczcie :*
Zapraszam zatem!
Zapraszam zatem!
Niedziela dla włosów miała być bardziej rozbudowana, bardziej dopieszczona, ale niestety - nie wyszło. Choć i tak nie było źle. Mianowicie, wróciłam w sobotę rano z 12h nocnej zmiany i pomagałam tacie w remontowaniu pokoju, który będzie moim przyszłym salonem. Chciałam obejżeć tylko jeden odcinek serialu i zacząć, ale niestety zasnęłam ze zmęczenia i obudziłam się dopiero wieczorem, stąd brak większego urozmaicenia.
Moje włosy (a zwłaszcza ich końce) są ostatnio straszne, niczym nie potrafię ich nawilżyć, dlatego postanowiłam wymieszać olej lniany z gliceryną roślinną, która do tej pory świetnie na mnie działała i tak naolejowane włosy zostawiłam na ok 6h. Po tym czasie zostały umyte szamponem BioLaven (w końcu go dorwałam!) i na koniec nałożony został, uwaga... Kallos Latte! Doczekał się użycia po ponad dwóch miesiącach stania na półce :) Przytrzymałam go pod czepkiem około godziny, bo moje włosy aż prosiły się o dłuższą maskę i raz na kilka tygodni absolutnie nie szkodzi im takie przetrzymanie, wręcz przeciwnie. Włosy jak zawsze spłukałam chłodną wodą i chciałam je tylko kilkanaście minut odcisnąć w ręcznik, ale... zasnęłam z nim na głowie. Oczywiście w nocy wszystko "rozkopałam" i przerzuciłam włosy przez poduszkę, dlatego w niedzielę nie były w bardzo złym stanie. Chociaż oczywiście wyglądałyby o niebo lepiej, gdybym je wysuszyła chłodnym nawiewem suszarki, tak jak miałam w planie. Na zdjęciach efekt po całodniowym ślimaczku, bo ostatnio tak jest mi najwygodniej.
Po takiej pielęgnacyjnej mieszance moje włosy są znowu miękkie (a ostatnio prawie w ogóle takie nie były), są sypkie i bardzo elastyczne. Nawet końcówki się tak bardzo nie plączą ;)
Możecie wierzyć lub nie, ale dopiero kilka dni temu opanowałam "niestarannego" koczka i jestem zachwycona! :) Przy okazji, świetnie widać (mimo lampy błyskowej) różnicę kolorów - bordowe tam, gdzie henna wżarła się w zniszczone farbowaniem włosy na długości i brązowo-blond naturalne odrosty.Macie pomysł, żeby pozbyć się bordo? Czy czekać aż odrośnie? ;)
A Wy, co zrobiyście dla swoich włosów?
Nie zapomnijcie dodać mnie do obserwowanych, żeby być na bieżąco z nowymi wpisami, jak również zalajkować fan page KLIK i instagrama KLIK
Gratuluję obrony! :) różnicy w kolorach mocno nie widać - jedynie na zdjęciu z fleshem trochę, ale jakbyś nie napisała to bym nawet nie zwróciła uwagi :D
OdpowiedzUsuńWięc chyba jestem przewrażliwona na tym punkcie :)
UsuńGratulacjee!!! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana :*
UsuńSerdecznie gratuluje Kochana, super ocena :)!!!
OdpowiedzUsuńWloski sliczne, kolor bardzo mi sie podoba :)
Dzięki :*
UsuńDzięki :*
UsuńDzięki :*
UsuńU mnie też był wcozraj olej lniany :)
OdpowiedzUsuńTwoje włosy cacunio :)
:*
UsuńGratulacje! :) + moje włosy kochają olej lniany :D
OdpowiedzUsuń