Hello Sweethearts!
Upały minęły, czas wziąć się ostro do pracy. Nie ułatwiają mi tego skutecznie ciągłe nocne zmiany w hotelu, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Aktualizacja spóźniona kilka dni, bo nie miałam pod ręką fotografa do zrobienia zdjęć, ale na szczęście co się odwlecze... ;)
Ostatni miesiąc był zarówno łagodny, jak i bardzo hardkorowy dla moich włosów. Rzadziej olejowałam, ale myłam głównie odżywkami. Brakowało suplementów, ale używałam sporo półproduktów. Sporo wyjeżdżałam, więc włosy często miały kontakt na przykład z oparciem fotela samochodowego w trakcie podróży, albo bywały ciasno upięte, jak na koncercie. Bywałam też troszkę na bakier z zabezpieczaniem końcówek, dlatego ciachnęłam nożyczkami jakieś 2-2.5 cm.
Olejowanie.
Tu królował przede wszystkim olej lniany. Kupiłam jakiś czas temu małą buteleczkę na Zrób Sobie Krem, o czym wspominałam tutaj. W końcu widzę efekty olejowania! Włosy są zdecydowanie bardziej elastyczne, wygładzone i mniej się puszą. Olejowałam głównie na sucho, praktycznie nie używając mgiełki, którą stosowałam między innymi w zeszłym miesiącu.
Mycie.
Postanowiłam myć głównie odżywką, najczęściej był to Syberyjski balsam nr 3 na łopianowym propolisie receptury Babuszki Agafii, którego zadaniem miało być wzmocnienie włosów i hamowanie wypadania (które się zwiększyło, znowu :( ze względu na to, że praktycznie całkowicie nie miałam czasu na wcieranie Jantaru). Jakoś wybitnie różnicy nie zaobserwowałam, ale kupiłam go głównie do mycia i w tej roli sprawdził się świetnie.
Odżywianie.
Wykończyłam nareszcie Kallosa Color, którego musiałam dość mocno tuningować, żeby jakkolwiek zauważyć efekt. Sam w sobie nie robił praktycznie nic, ale dzięki dodawaniu gliceryny, mleczka pszczelego i olejów - w tym wypadku z pestek malin, ponieważ zawiera najwyższy naturalny filtr UV, dzięki czemu moje włosy nie ucierpiały znacząco od palącego słońca. Mniej więcej tak samo postępowałam z Kallosem Silk klik.
Suplementacja.
Przez wyjazdy i brak czasu, troszkę pokłóciłam się z Jantarem. (A może ja po prostu nie potrafię regularnie wcierać sobie czegoś w mózg? ;) ) W zamian od początku sierpnia zaczęłam znowu litrami pić pokrzywę. I wiecie co? Włosy przestały mi lecieć. To znaczy, lecą nadal, ale w bardzo małej ilości.
Eksperymenty.
Intensywne użytkowanie TT Blow Styling Full Paddle. Jestem w niej zakochana, nie żałuję, że jest taka droga, jest warta każdej złotówki. Do przeczytania pełnej recenzji zapraszam tutaj.
I na koniec smaczek dla tych, którzy zapuszczają włosy wiele lat, ale one nie rosną.
Moje pierwsze "włosowe" zdjęcie sprzed roku i z dzisiaj. Perspektywa jest minimalnie przekłamana, ale wiadomo o co chodzi. Dodam jeszcze, że moje włosy były kilkukrotnie podcinane, ze względu na końcówki pamiętające rozjaśnianie, przez co ekspresowo się rozdwajają i kruszą jeśli ich nie zabezpieczam.
Więc jak, można? Można.
Nie jestem pewna, co się stało z kolorem włosów na zdjęciach robionych dzisiaj. Nigdy nie poprawiam zdjęć żadnymi fotoszopami czy innymi filtrami, włosów również nie farbowałam w ostatnim czasie, poza nieudanym eksperymentem z henną, który robiłam w czerwcu i opisywałam tu. Zapewne jest to więc kwestia nieco pochmurnego dnia ;)
P.S. Czy Wy też zauważyłyście, że przy każdej aktualizacji na zdjęciach w pomieszczeniach, moje końcówki wołają o pomstę do nieba? Zdurniałam, kompletnie tego nie rozumiem.
A jak Wam minął ten gorący miesiąc?
Lniany to jest to! Też go bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńEfekty świetne :)
Przymierzam sie juz do wielkiej butli :) zastanawiam sie jeszcze, który konkretnie olej wybrać, tzn. jakiej firmy.
UsuńPozdrawiam :*