Diabelska winda, rewelacyjny udziec z jelenia i kościotrup na wieży czyli jak zwiedziłam Zamek w Mosznej

  
 
 


Tydzień temu, w rossmannowym haulu KLIK, wspominałam o niedzielnym wypadzie wraz z Lubym. Dziś przybliżę Wam tę wycieczkę.
 
Swoją architekturą przypomina filmy Walta Disneya. Budowla wzniesiona przez magnata kopalnianego i możnego ziemianina Huberta von Tiele-Wincklera nigdy nie pełniła funkcji obronnych. To wspaniała rezydencja pałacowa, zdaniem niektórych poziomem architektury granicząca z kiczem. W zamku jest 365 pomieszczeń, a w jego sylwecie dominuje 99 wież i wieżyczek. W palmiarni rosną egzotyczne, ciepłolubne rośliny. Ciekawym miejscem jest otaczający zamek piękny park ze starymi okazami azalii i rododendronów. Z wielu miejsc w alejkach można dobrze przyjrzeć się intrygującej architekturze zamku najeżonego wieżami.
 
Zapraszam!

Od dawna marzyło mi się, żeby obejrzeć przepiękny zamek w Mosznej. Niby niedaleko, bo tylko 120km, czyli nieco ponad godzinę jazdy samochodem, przy czym 90% trasy można pokonać autostradą, ale jakoś nigdy nie miałam okazji tam jechać. Korzystając więc z wolnej niedzieli i pięknej pogody, zapakowaliśmy się z Lubym do samochodu i wyruszyliśmy.
 
Droga minęła bez zbędnych niespodzianek i rzeczywiście po niespełna 1,5 godziny byliśmy na miejscu. Opłata parkingowa w wysokości 5zł za dobę + dwa bilety (6 zł każdy) uprawniające do zwiedzania parteru zamku, jak i otaczającego go ponad 200-hektarowego parku pobierane były już w momencie wjazdu na parking.


Po wejściu na teren zamku, nasze pierwsze kroki skierowane były po coś do picia ;) Mała budka rozstawiona między oranżerią a jedną ze ścian budynku oferowała zarówno piwo, jak i napoje bezalkoholowe, oraz dwa czy trzy szybkie dania do wyboru (m.in. pierogi i gołąbki) - tu ceny pozytywnie mnie zaskoczyły, ponieważ nie były wcale wygórowane. Za piwo z sokiem i pół litrowego tymbarka zapłaciliśmy 10zł.

 
Następnie postanowiliśmy dowiedzieć się jak wygląda zwiedzanie. Poza parterem, zwiedzanie zamku odbywa się tylko z przewodnikiem i bilet "normalny" to koszt 10zł. Grupa może liczyć nawet do 65 osób. Podczas oprowadzania mamy możliwość obejrzenia sali reprezentacyjnej, biblioteki, byłej galerii sztuki, gabinetu hrabiego Von Tiele-Wincklera oraz kaplicy. Całość trwa 45 minut i można dowiedzieć się wielu ciekawostek z życia właścicieli zamku oraz samą jego historię. Wraz z Lubym uznaliśmy, że jednak nie jest to dobry wybór, ale o tym napiszę później.

 
Po zwiedzaniu, jak na normalnych ludzi przystało, zgłodnieliśmy, udaliśmy się więc do zamkowej restauracji. Poza budką na zewnątrz w zamku znajduje się restauracja (czynna do 22:00) oraz kawiarnia (czynna do 18:00). Nie wiem, czy tak to wygląda na co dzień (my trafiliśmy na kilka komunii), ale w restauracji było bardzo niewiele stolików, z czego część zarezerwowana była jedynie dla gości hotelowych. W związku z tym, czekaliśmy na stolik prawie 40 minut. Zarówno ja jak i Luby zamówiliśmy zupę-krem z zielonego groszku, oraz specjalność restauracji "Danie Hrabiego", na które składał się pieczony udziec jeleni z jałowcówką w sosie borowikowym, z duszonymi ziemniakami w mięcie i sałatką z buraka. Cena dania nieco powaliła (65zł), ale samo danie również nas powaliło. Zgodnie stwierdziliśmy, że nigdy nie jedliśmy tak świetnej dziczyzny. Ja, która od dziecka pałam nienawiścią do wszelakich grzybów leśnych, sos z borowikami pochłonęłam w trybie ekspresowym. Jedzenie naprawdę rewelacyjne. 


Po obiedzie pospacerowaliśmy po zamkowych blankach, aż usłyszeliśmy rozmowę innych wycieczkowiczów o zwiedzaniu ekstremalnym. Jako, że kilka obejrzanych przez nas pomieszczeń pozostawiło pewien niedosyt, postanowiliśmy się dowiedzieć o co chodzi. W recepcji przemiła pani oświeciła nas, że jest to zwiedzanie obejmujące 1500m, 634 schody, wieże oraz zamkowe podziemia i kryptę. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i kupiliśmy bilety. Tutaj cena była zgoła wyższa, bo 35zł od osoby, ale za to grupa kameralna, ponieważ mogła liczyć maksymalnie 12 osób. Przewodniczka rozpoczęła od opowiedzenia o "diabelskiej windzie", która niestety obecnie jest zepsuta, ponieważ każdy, kto podejmował się jej naprawy miał niesamowitego pecha: a to spłonął dom w wyniku uderzenia pioruna, a to ekipa naprawiająca miała poważny wypadek samochodowy. Podobno sam Hrabia zawarł pakt z diabłem na budowę całego zamku.
Następnie poprowadzeni zostaliśmy do podziemi, które okazały się... zapleczem gospodarczym. Spodziewałam się lochów, duchów dzwoniących łańcuchami, a tam kuchnia, magazyny i serwerownie. No nic, idziemy dalej. Przeszliśmy nigdzie indziej niż do sali reprezentacyjnej, biblioteki, byłej galerii sztuki, gabinetu hrabiego ("zaraz, zaraz, ja już tu kiedyś byłam..."), a dopiero później na 2 z 99 zamkowych wieżyczek. Wąziutkie schody, na których trzeba było szalenie uważać, jednak widok z góry na cały kompleks zamkowy był niesamowity. Z najwyższego punku zeszliśmy do najniższego, czyli do krypty. Tu również spodziewałam się przynajmniej gęsiej skórki na rękach, a w krypcie jedynie kamienny ołtarz, na którym kiedyś stawiano trumnę przed pochówkiem. Z krypty przeszliśmy do kaplicy i na tym wycieczka się zakończyła, po nieco ponad godzinie.
Sporo rozmawialiśmy z Lubym na ten temat i ciągle jednak był pewien niedosyt. Oboje jednak doszliśmy do wniosku, że zdecydowanie lepiej polecić Wam wersję rozszerzoną, czyli zwiedzanie ekstremalne. Choć ja osobiście uważam, że cena jest nieco zbyt zawyżona, warto wydać te pieniądze, bo po prostu można więcej zobaczyć. Należy jednak uważać na to co mówi przewodnik. Niestety nie ma możliwości sprawdzenia przewodnika przed zwiedzaniem, jednak będąc oprowadzanymi dwukrotnie, z dwoma różnymi przewodnikami, znaleźliśmy sporo różnic w opowiadanych przez nich historiach. Pani ze zwiedzania ekstremalnego nieco gubiła się w koneksjach rodzinnych Von Tiele-Wincklerów - niby nic ważnego, ale jednak, oraz w kilku faktach związanych z samą budową i wyglądem zamku.

 
Podsumowując, polecam Wam to miejsce z całego serca. Nie dajcie się jednak nabić w butelkę: żadna z recepcjonistek nie opowiedziała nam o różnych formach zwiedzania (na stronie zamku znalazłam jeszcze jedną opcję), więc warto przejrzeć najpierw ich stronę i pytać o konkretną rzecz. Jedzenie fantastyczne, widoki przepiękne. Mimo wszystko, warto :)
 
P.S. Upłynął czas zgłaszania się do rozdania - w ciągu najbliższego tygodnia opublikuję wyniki!
 
Nie zapomnijcie dodać mnie do obserwowanych (dół strony), żeby być na bieżąco z nowymi wpisami, jak również zalajkować fan page KLIK i instagrama KLIK

22 komentarze:

  1. Moje okolice :) ..piękna Moszna !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna, tylko szkoda, że jednak tak daleko ode mnie ;)

      Usuń
  2. Nie dość, że piękny zamek to w dodatku jadłaś wate cukrową mmmm *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów jak przepięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc na miejscu, moja wewnętrzna gaduła oniemiała z zachwytu :)

      Usuń
  4. nie wiedziałam, że tam tak ładnie :D chociaż zamków zwiedzać nie lubię, to z chęcią bym pojechała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tak daleko, więc polecam bardzo, bardzo :)

      Usuń
  5. Piękny zamek - lubię takie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, jaki piękny zamek, uwielbiam zwiedzać takie miejsca :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Marzy mi się wycieczka do tego miejsca, jednak zawsze coś staje na mojej drodze.. Mam nadzieję, że w lato w końcu uda mi się tam pojechać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też długo "omijało" to miejsce, ale w końcu postawiłam na swoim :)

      Usuń
  8. Uwielbiam zamki, pięknie tam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. tam była moja pierwsza w życiu sesja zdjęciowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani trochę mnie to nie dziwi, sceneria jest idealna :)

      Usuń
  10. ja poki co zwiedzałam tylko zamek Książąt pomorskich ale bardzo bym chciala zobaczyć też inne

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że z chęcią wrócisz tu znowu!

Buzi! :*