Kiedy byłam u fryzjera podciąć włosy, o czym pisałam Wam TUTAJ, przyszłam w warkoczu francuskim. Gdy już rozsiadłam się na fotelu, moja fryzjerka, pani Renatka (która nota bene zna moje włosy jeszcze od czasów wczesno-przedszkolnych, kiedy wszystkie opiekunki zachwycały się moim podgolonym na karku bobem) zapytała mnie, czy często noszę rozpuszczone włosy. Na co odpowiedziałam, że raczej mi to nie wychodzi, bo do snu (w dzień) spinam, a w pracy (na noc) też muszę mieć spięte. Przed wyjściem, zawinęłam włosy w lekkiego ślimaczka nad karkiem, na co pani Renatka z troską w głosie zasądziła, że powinnam częściej rozpuszczać włosy i dać im pooddychać.
O tym, dlaczego usłyszałam taką radę, opowiem Wam w dalszej części.
Nie dawało mi to spokoju i po kilku dniach zaczęłam szukać, czy włosy rzeczywiście mogą oddychać.
I tak i nie.
Oczywiście jak powszechnie wiadomo, włos jest tkanką martwą, nie może więc samoistnie oddychać. Możemy jedynie włosy natleniać wewnętrznie, poprzez dostarczanie organizmowi witamin z grupy B, które sterują właściwym przebiegiem rozwoju oraz wzrostu włosów. Odpowiadają też za prawidłowe natlenienie i odżywienie włosa. Witaminy z tej grupy znajdziemy w pokarmach takich jak: pierś drobiowa (wit. B1), brokuły, jogurt, wieprzowina (wit. B2), pieczarki (wit. B5), sardynki, banany, wątróbka (wit. B6).
Samo natlenienie to nic innego jak stan nasycenia tlenem. Mówiąc bardziej obrazowo: wyobraźcie sobie akwarium, w którym radośnie unoszą się bąbelki powietrza. Znacie to, prawda? To właśnie proces natleniania wody. Z włosami jest bardzo podobnie. Cząsteczki tlenu wesoło krążą w mieszku włosowym łaskocząc macierz włosa i pobudzając do wzrostu ;)
Dotlenić cebulki możemy również zewnętrznie. Robimy to bardzo często, praktycznie nie zdając sobie z tego sprawy.
Pierwszym sposobem i zarazem najprostszym, jest masaż. Każda z nas przeprowadza go przynajmniej podczas mycia włosów, jak sądzę. Dzięki ruchom podczas masażu następuje rozszerzenie naczyń krwionośnych skóry pod wpływem temperatury, skóra ulega ogrzaniu i przyspiesza się krążenie krwi, co sprawia szybsze i wzmożone przenikanie tlenu i innych składników odżywczych rzecz jasna, z krwi do komórek. Zapewnia to lepsze odżywienie, dzięki układom krwionośnemu i limfatycznemu. Lepsze dotlenienie, dzięki złuszczeniu (czyli usunięciu) naskórka i otwarciu pozatykanych porów skóry. Masaż przyspiesza proces rogowacenia co prowadzi do odmłodzenia naskórka, a jak wiadomo, młody naskórek to młode komórki, które mają dużo siły i energii by produkować nowe włosy. Dodatkowym, ale nierozerwalnym atutem masażu jest udrożnienie kanałów potowych i łojowych, co z kolei umożliwia szybsze wprowadzenie substancji leczniczych i odżywczych od zewnątrz.
Masaż możemy udoskonalić zarówno peelingiem, który wspaniale oczyści skórę głowy z martwych komórek, włosów i zanieczyszczeń jeszcze dokładniej, jak i wcierkami, które wnikając w skórę odżywiają cebulki włosów, a konkretniej macierz włosa pobudzając ją do przyspieszenia wzrostu rosnącego już włosa, lub pobudzają do wytworzenia nowego. To dokładnie tak, jak z nawożeniem gleby - składniki odżywcze wnikają w jej głąb, odżywiając korzenie roślin, dzięki czemu rosną duże i zdrowe :)
Często mówimy o czystości skóry głowy. Dlaczego jest to aż tak ważne?
Gruczoły łojowe produkują łój (sebum), który spełnia funkcję ochronną, stanowiąc barierę antybakteryjną. Łój ma za zadanie ochraniać skórę głowy i włosy przed szkodliwymi czynnikami atmosferycznymi, promieniowaniem UV, oraz toksynami absorbowanymi z powietrza. Chroni również włosy przed utratą wody. Gdy praca ta zostaje zaburzona (między innymi dzięki zmianom hormonalnym), a gruczoły produkują zbyt dużą ilość sebum, mamy do czynienia z łojotokiem. Oznacza to, że sebum jest zbyt dużo by ochraniała tylko włos, ale również rozlewa się na skórę głowy, która ma w tym wypadku ograniczone możliwości zewnętrznej wymiany gazowej czyli wymiany gazów pomiędzy całym organizmem a jego otoczeniem. To tak, jakby próbować oddychać z ustami i nosem zakrytymi folią. Taka sytuacja grozi infekcjami grzybiczymi i świądem, za sprawą tego, że sebum działa jak lep na muchy i wszystko się do niego klei: od zanieczyszczeń, kurzu i pyłków kwiatowych do zakaźnych mikrobów i toksyn, a wszystko to jest świetną pożywką dla chorobotwórczych organizmów. Zaniedbany łojotok może prowadzić do łupieżu tłustego, który jest już prostą drogą do łojotokowego zapalenia skóry głowy i wypadania włosów.
W takim otoczeniu bardzo chętnie będą rozmnażać, czy raczej mnożyć się drożdżaki. Jeśli jest ich zbyt wiele, będą wydzielać szkodliwe wydzieliny, które z kolei prowadzą do zwielokrotnienia tempa regeneracji naskórka, który się szybciej złuszcza. Wyobraźmy więc sobie takie maleńkie stworzonka, które siedzą w lesie (naszych włosów) i biwakują. Ich śmieci i rozpalane ogniska drażnią otoczenie, które chce się ich pozbyć i zwielokrotnia przyrost naturalnej wyściółki lasu. Nie może się jednak ona przytwierdzić do podłoża, a jedynie do śmieci i odpada. Czyli co? Czyli mamy łupież, który może być "po prostu" tłusty lub, co gorsza, pstry.
A jak to się ma do noszenia spiętych włosów i pytania mojej fryzjerki?
Spięte włosy (zwłaszcza ciasno) zadziałają jak foliowy czepek. Jednocześnie podnosząc temperaturę, zwiększają produkcję sebum, dążąc do łojotoku i rozwoju tych małych, paskudnych stworzonek, prowadzących do łupieżu, jednocześnie drastycznie ograniczając wymianę gazową i obniżenie temperatury.
Nie namawiam Was do szorowania skalpu siedem razy dziennie, bo wtedy całkiem stracimy naszą naturalną ochronę. Nie należy jednak "przetrzymywać" włosów z nadzieją, że przestaną się przetłuszczać, tak jak mawiały niejednokrotnie nasze mamy i babcie. Myjmy włosy po prostu tak często, jak jest to konieczne. Jest to sprawa kompletnie indywidualna, więc musicie po prostu obserwować swoje włosy. Jeśli jednak macie problem z przetłuszczaniem się włosów, lub już z jego powikłaniami i ciągle nie wiecie co jest jego przyczyną, zastanówcie się, czy nie nosicie zbyt często upiętych włosów.
Uff, wyszło bardzo długo, ale mam nadzieję, że Was zainteresowałam na tyle, że nie zasnęłyście po drugim akapicie :)
Bardzo przydatny post! Mi fryzjerka powiedziała, żebym nie myła włosów codziennie, ale nie potrafię, bo bardzo szybko się przetłuszczają. Za to zaczęłam stosować delikatniejszy szampon. Włosów nie wiążę często, ale za to chodzę spać z mokrymi, bo potrafią schnąć kilka godzin...
OdpowiedzUsuńJak widać, co fryzjer to opinia ;) Moim zdaniem należy myć włosy tak często, jak to konieczne, ale oczywiście bez popadania w skrajności :)
UsuńCiekawy post! :) mi raz fryzjerka (z salonu loreala) powiedziała, że włosy powinny w nocy odpoczywać, a nie być spięte ;P
OdpowiedzUsuńBo włosy generalnie są przecież bardzo przepracowane :) pewnie chodziło jej o nienaciąganie cebulek, ale ja się zapwene nie znam xD
UsuńBardzo ciekawy temat podjęłaś! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zainteresował :)
UsuńNigdy nie zastanawiałam się na oddychaniem włosów i dziękuje Ci za ten wpis :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że dzięki mnie mogłaś się głębiej zastanowić nad tym, polecam się na przyszłość! ;)
UsuńTo ciekawa sprawa ;-) nie slyszalam o tym wczesniej ;-)
OdpowiedzUsuńJa muszę zacząć w końcu robić peeling skalpu, tylko nie wiem jakich produktów do tego używać... Czy taki zwykły peeling do ciała się sprawdzi?
OdpowiedzUsuńWystarczy, że do szamponu dodasz zajzwyklejszego cukru :)
UsuńBardzo informatywny post! Na szczęście mam krótkie włosy i nigdy nie noszę spięte :)
OdpowiedzUsuńDobrze dla Ciebie :)
Usuń